Pobudka jak zwykle o 5.40. Nie
chcę się spieszyć do pracy, więc pójdę na późniejszy autobus. Jestem i tak
ostatnio jakoś podenerwowana, wystarczy mi stresów i niepotrzebne są kolejne.
Nawet nie wiem czym się denerwuję. Wiem, że nie chcę i nie lubię taka być, ale
to silniejsze ode mnie. Nie pomoże nawet próba uspokojenia siebie samej, tak
„do wewnątrz”, to już nie działa. A leków unikam jak ognia. Nie mogę niszczyć i
tak „podniszczonego chorobą” organizmu. Ehh… To coś nieprawidłowego w biochemii.
Któż to wie, co dokładnie. Tak to już w tej chorobie bywa. Pamiętam jak było
kiedyś, stres był mi obcy. Byłam pewna swoich możliwości. Fajne czasy. Teraz
choroba niszczy moje neurony i mam prawo być częściej spięta. A może to
wymówka? Może to jednak słabe? Powinnam być silniejsza… A tak naprawdę, jaka
powinnam być w chorobie? Czy istnieje „idealny” chory? Idealna wizja
chorowania? Przecież staram się być najlepszą wersją siebie w chorobie, ale czy
to wystarczy na dzisiejszy świat? Wystarczy dla mnie?
Pora do pracy. Jadę jednym,
później drugim autobusem. Jeszcze ze 2 tygodnie temu dałam radę dłuższy (jak na
mnie) odcinek przejść piechotą. Ale nie teraz. Teraz wstaję zmęczona i czuję,
że nie mam na nic sił. Cudowny początek dnia, prawda? Ale można się
przyzwyczaić. Gdy wysiadam z autobusu, idę chwiejnym krokiem w kierunku
miejsca, gdzie pracuję. Myślę o tym jak ciężko stawia się te kroki, jak
chciałabym iść szybciej i prościej, by „zgrabniej” ominąć matkę z dzieckiem na
ulicy albo rowerzystę. Ruch to zdrowie, ale, gdy mijają mnie „rowerowi ludzie”
idę z duszą na ramieniu. Boję się i o siebie, i o nich, ale pozostaje mi
wierzyć w ich umiejętności. Są w końcu zdrowi. Ktoś z naszej dwójki być musi.
Trzymam się poręczy i wchodzę po schodach. Jestem nareszcie w pracy.
Dlaczego pisanie ręczne to tak
skomplikowana rzecz? Jak to jest, że się o tym zapomina? Że ręka przestaje się
nas słuchać? To nie fair. No nic, ale dzisiaj pisze mi się nieźle (choć nadal w
tempie ślimaka), więc korzystam i nadrabiam zaległości w tym pisaniu.
Jest 21.43. Powinnam pomyśleć, by
już pójść spać. W końcu tak wypada w przypadku chorych. Dużo spać, dużo
odpoczywać, odżywiać się zdrowo, ruszać się… łatwo się mówi. Czasem wychodzi na
opak. Ktoś mi zabroni?! No właśnie. Zrobię, co mam zrobić, ale trochę o tym
śnie jednak pomyślę. Choroba to nie przelewki.
Nie czuję palców u rąk i stóp.
Siedzę już trochę na tym kompie. Będzie z prawie 2 godziny. Dobra, te rzeczy
zrobię jutro. Jak to mówią, robota nie zając, nie ucieknie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz