Czasem chciałoby się zacząć od nowa. Z tą obecną
wiedzą, doświadczeniem, tylko te x lat wstecz. Z tymi ogólnoświatowymi
osiągnięciami np. w medycynie. Tutaj nawet nie chodzi o to, że żałuję tych lat,
tylko, że to wszystko mogłoby wyglądać inaczej, może lepiej. Kto wie…
Ale, do tematu, tego jak najbardziej miłego –
turnus rehabilitacyjny :) Ponownie Ciechocinek, ale inny ośrodek – mniejszy, a
dzięki temu bardziej kameralny, większa była także możliwość poznania innych
osób. Pogoda dopisała naprawdę bardzo, bo, poza trzema nieco pochmurnymi
dniami, przez cały pobyt było słonecznie i ciepło. Jak na początek czerwca – wyśmienicie.
Dobrze dobrałam z lekarzem zabiegi: masaż wirowy kończyn górnych (nogi
odmawiają mi posłuszeństwa, więc niemal zawsze korzystam z siły rąk, mięśnie na
rękach mam całkiem nieźle wyrobione :) więc trzeba było je wesprzeć), łóżko
wodne (ja ten zabieg wprost uwielbiam, więc nie mogło go zabraknąć), borowina
na część lędźwiową kręgosłupa (praca siedząca i jej minusy, niestety odczuwałam
krótko ulgę po tym zabiegu, ale więcej o tym za chwilę), prądy TENS i laser na
kark (kto wykonuje pracę biurową, ten wie, dlaczego to ważne, co więcej, u mnie
częściej może dochodzić do wzmożonego napięcia mięśniowego, dlatego kilka
zabiegów wybrałam adekwatnie do tego tematu, choć tak jak patrzę – to w sumie
wszystkie :)). Korzystałam także z siłowni i basenu. Jak dla mnie ten pobyt był
rewelacyjny. Park Zdrojowy i tężnie były w moim zasięgu, więc mogłam tam
zawitać parę razy, gdy nie byłam aż tak zmęczona i przydarzył się dzień wolny
od zabiegów.
Parę lat temu, gdy jechałam na turnus do Łeby
wspólnie z rodzicami, razem z nami w pociągu były dzieci i młodzież niepełnosprawna
intelektualnie ze swoimi rodzicami (głównie to były mamy). Dzieci cały czas
krzyczały, śpiewały, mówiły coś do swoich bliskich. Oni też jechali na turnus w
Łebie, tylko do innego ośrodka. Ci opiekunowie mieli w sobie tyle ciepła i
otwartości. Obrazek obładowanej torbami kobiety, która jeszcze prowadzi za rękę
swoje niepełnosprawne dziecko zostanie ze mną na zawsze jako pewien wzór do naśladowania, tego, aby zawsze być przede
wszystkim prawdziwym człowiekiem.
Na obecnym turnusie przytrafiła mi się podobna
sytuacja, gdy w drugim tygodniu pobytu pojawiła się niepełnosprawna dziewczyna.
Miała może 17-18 lat, przyjechała razem z babcią. Nie wiem jak nazywa się jej
schorzenie. Nieustannie kręciła głową, najprawdopodobniej była także niewidoma
lub niedowidząca. Mieszkałam 2 pokoje dalej niż ona i gdy wychodziłam na
balkon, to słyszałam jak rozmawia ze swoją mamą, koleżanką czy kolegą. Była
podczas tych rozmów tak życzliwa, tak wesoła. Podziwiałam ją za to. Pamiętam
jak podczas jednego śniadania, gdy siedziała uśmiechnięta obok nas, łzy cisnęły
mi się do oczu…
Takie spotkania zmieniają naszą perspektywę i
czegoś nas uczą. Każdy wyciąga z takich sytuacji coś dla siebie. Dla mnie była
to m.in. niesamowita lekcja pokory.
Reasumując, turnus był super. Po powrocie wróciłam m.in.
do pracy i gdy po 2 dniach poczułam, że wszystko zaczyna wracać „na właściwe
tory”, przydarzył mi się w pracy mały wypadek. Na koniec drugiego dnia pracy, gdy
postanowiłam pójść do łazienki, tuż po otwarciu drzwi do tejże łazienki nagle
zawirowało mi w głowie. Ratując się przed upadkiem, mocno uderzyłam lędźwiami w
otwarte drzwi i będąc skręcona, tak upadłam. Nie wiem jakim cudem (zapewne
adrenalina miała w tym swój udział) udało mi się podnieść za którymś razem i
obolała wróciłam do pokoju (żeby nie było, naczynia w tej łazience też jakoś
udało mi się umyć). Następnie, dzięki pomocy koleżanek z pracy, doszłam do
samochodu taty, który już na mnie czekał, by mnie odebrać. Później przy jego
asekuracji udało mi się wejść do domu na 4. piętro. Nie wezwałam od razu
pogotowia, nie zrobiłam od razu zdjęcia RTG kręgosłupa – zrobiłam je kilka dni
później (na szczęście nic nie złamałam, nie było żadnego urazu), ale wiem, że
powinnam zrobić inaczej. Ja czasem zapominam, że jestem chora i wydaje mi się,
że czyjeś problemy są naprawdę dużo ważniejsze, a ja jestem jak kot i mam
dziewięć żyć, przetrwam wszystko…
Jak jest dzisiaj? Kręgosłup dokucza mi ponownie od
jakichś dwóch tygodni. Ogólnie jestem osłabiona, mam duże problemy z równowagą
i w efekcie ledwo chodzę. Częściej jestem rozdrażniona, mam problemy z
koncentracją i skupieniem uwagi. To ciężki czas, ale muszę uzbroić się w
cierpliwość, bo za kilka miesięcy ma zacząć działać lek. Odwagi, Kasiu! Musi
być dobrze i na pewno tak będzie.