niedziela, 30 lipca 2023

30-07-2023

Czasem chciałoby się zacząć od nowa. Z tą obecną wiedzą, doświadczeniem, tylko te x lat wstecz. Z tymi ogólnoświatowymi osiągnięciami np. w medycynie. Tutaj nawet nie chodzi o to, że żałuję tych lat, tylko, że to wszystko mogłoby wyglądać inaczej, może lepiej. Kto wie…

Ale, do tematu, tego jak najbardziej miłego – turnus rehabilitacyjny :) Ponownie Ciechocinek, ale inny ośrodek – mniejszy, a dzięki temu bardziej kameralny, większa była także możliwość poznania innych osób. Pogoda dopisała naprawdę bardzo, bo, poza trzema nieco pochmurnymi dniami, przez cały pobyt było słonecznie i ciepło. Jak na początek czerwca – wyśmienicie. Dobrze dobrałam z lekarzem zabiegi: masaż wirowy kończyn górnych (nogi odmawiają mi posłuszeństwa, więc niemal zawsze korzystam z siły rąk, mięśnie na rękach mam całkiem nieźle wyrobione :) więc trzeba było je wesprzeć), łóżko wodne (ja ten zabieg wprost uwielbiam, więc nie mogło go zabraknąć), borowina na część lędźwiową kręgosłupa (praca siedząca i jej minusy, niestety odczuwałam krótko ulgę po tym zabiegu, ale więcej o tym za chwilę), prądy TENS i laser na kark (kto wykonuje pracę biurową, ten wie, dlaczego to ważne, co więcej, u mnie częściej może dochodzić do wzmożonego napięcia mięśniowego, dlatego kilka zabiegów wybrałam adekwatnie do tego tematu, choć tak jak patrzę – to w sumie wszystkie :)). Korzystałam także z siłowni i basenu. Jak dla mnie ten pobyt był rewelacyjny. Park Zdrojowy i tężnie były w moim zasięgu, więc mogłam tam zawitać parę razy, gdy nie byłam aż tak zmęczona i przydarzył się dzień wolny od zabiegów.

Parę lat temu, gdy jechałam na turnus do Łeby wspólnie z rodzicami, razem z nami w pociągu były  dzieci i młodzież niepełnosprawna intelektualnie ze swoimi rodzicami (głównie to były mamy). Dzieci cały czas krzyczały, śpiewały, mówiły coś do swoich bliskich. Oni też jechali na turnus w Łebie, tylko do innego ośrodka. Ci opiekunowie mieli w sobie tyle ciepła i otwartości. Obrazek obładowanej torbami kobiety, która jeszcze prowadzi za rękę swoje niepełnosprawne dziecko zostanie ze mną na zawsze jako pewien  wzór do naśladowania, tego, aby zawsze być przede wszystkim prawdziwym człowiekiem.

Na obecnym turnusie przytrafiła mi się podobna sytuacja, gdy w drugim tygodniu pobytu pojawiła się niepełnosprawna dziewczyna. Miała może 17-18 lat, przyjechała razem z babcią. Nie wiem jak nazywa się jej schorzenie. Nieustannie kręciła głową, najprawdopodobniej była także niewidoma lub niedowidząca. Mieszkałam 2 pokoje dalej niż ona i gdy wychodziłam na balkon, to słyszałam jak rozmawia ze swoją mamą, koleżanką czy kolegą. Była podczas tych rozmów tak życzliwa, tak wesoła. Podziwiałam ją za to. Pamiętam jak podczas jednego śniadania, gdy siedziała uśmiechnięta obok nas, łzy cisnęły mi się do oczu…

Takie spotkania zmieniają naszą perspektywę i czegoś nas uczą. Każdy wyciąga z takich sytuacji coś dla siebie. Dla mnie była to m.in. niesamowita lekcja pokory.

Reasumując, turnus był super. Po powrocie wróciłam m.in. do pracy i gdy po 2 dniach poczułam, że wszystko zaczyna wracać „na właściwe tory”, przydarzył mi się w pracy mały wypadek. Na koniec drugiego dnia pracy, gdy postanowiłam pójść do łazienki, tuż po otwarciu drzwi do tejże łazienki nagle zawirowało mi w głowie. Ratując się przed upadkiem, mocno uderzyłam lędźwiami w otwarte drzwi i będąc skręcona, tak upadłam. Nie wiem jakim cudem (zapewne adrenalina miała w tym swój udział) udało mi się podnieść za którymś razem i obolała wróciłam do pokoju (żeby nie było, naczynia w tej łazience też jakoś udało mi się umyć). Następnie, dzięki pomocy koleżanek z pracy, doszłam do samochodu taty, który już na mnie czekał, by mnie odebrać. Później przy jego asekuracji udało mi się wejść do domu na 4. piętro. Nie wezwałam od razu pogotowia, nie zrobiłam od razu zdjęcia RTG kręgosłupa – zrobiłam je kilka dni później (na szczęście nic nie złamałam, nie było żadnego urazu), ale wiem, że powinnam zrobić inaczej. Ja czasem zapominam, że jestem chora i wydaje mi się, że czyjeś problemy są naprawdę dużo ważniejsze, a ja jestem jak kot i mam dziewięć żyć, przetrwam wszystko…

Jak jest dzisiaj? Kręgosłup dokucza mi ponownie od jakichś dwóch tygodni. Ogólnie jestem osłabiona, mam duże problemy z równowagą i w efekcie ledwo chodzę. Częściej jestem rozdrażniona, mam problemy z koncentracją i skupieniem uwagi. To ciężki czas, ale muszę uzbroić się w cierpliwość, bo za kilka miesięcy ma zacząć działać lek. Odwagi, Kasiu! Musi być dobrze i na pewno tak będzie.