Nieraz bywało tak, że łączyłam pracę z rehabilitacją (taką
„dojazdową”, kilkugodzinną), że bardzo dużo pracowałam, a później musiałam iść
do szpitala z powodu rzutu, czyli zaostrzenia objawów choroby czy pojawienia
się nowych. A każdy rzut pozostawia po sobie „ślad”, czyli nawet podawane
dożylnie sterydy nie potrafią wyeliminować całkowicie stanu zapalnego, który
pojawia się w mózgu i zostaje pewien defekt, który przypomina o sobie, gdy
jestem przykładowo zmęczona.
Dotknęłam tutaj kolejnego tematu, z którym mam na co dzień
problem. Nigdy nie wiem, kiedy „już wystarczy”, gdy sprzątam, gdy pracuję, gdy
chodzę. Nie wiem, c znajduje się ta cienka granica, aby nie przedobrzyć,
aby się zbyt mocno nie zmęczyć. Odczuwam to dopiero później, gdy nie dam rady chodzić czy
muszę się położyć albo gdy padam nagle całkowicie ze zmęczenia. Uwierzcie, że
jest to niezwykle trudne. Nie chcę być uważana za lenia, a z drugiej strony nie
ma sensu zachowywać się jak bohaterka i robić coś ponad siły ;)
Mam nadzieję, że ten ciężki okres w pracy skończy się jak
najszybciej i „bez ofiar” powrócę do status quo :)