Czekam. Czekam na kilka „rzeczy”, ale najważniejszą z nich jest zdrowie. Ono jest punktem wyjścia dla wszystkiego. Czuję się źle. Nie ma co owijać w bawełnę. Moja równowaga nie istnieje, a jeśli ona nie istnieje, to i z moim chodzeniem jest bardzo ciężko. Drżenia głowy, łydek, gdy chwilowo podniosę nogi, oczopląs… wiem, wiem, że jestem silna i dam radę, ale czasem jest naprawdę bardzo ciężko. Wtedy szukam jakiegoś punktu zaczepienia. Szukanie sił w sobie przez cały czas jest niekiedy męczące i takie niesprawiedliwe. Lubię wtedy czytać czyjeś miłe słowa o mnie, te dodające otuchy, te mówiące o tym, że ktoś we mnie wierzy lub bierze ze mnie przykład. One mnie uskrzydlają, są niczym plaster na moją zmęczoną duszę i umysł.
Dbam o siebie. Od 3 tygodni ćwiczę codziennie z rana, tuż po
przebudzeniu i wypiciu kubka wody, przez 10-15 min. Czuję się wtedy na pewno
nieco mniej sztywna, są chwile, gdy nawet przez moment odczuwam lekkość.
Odkryłam, że te ćwiczenia z rana są dla mnie świetnym rozwiązaniem. Gdy wracam
z pracy, to najczęściej zasypiam po godzinie czy dwóch od powrotu, więc
ćwiczenia odpadają. Mogłabym ćwiczyć po tej „drzemce”, ale w związku z tym, że
trwa ona od dwóch do czterech godzin, to zabrakłoby mi już miejsca w dziennym
grafiku. Nieco denerwujące są te drzemki, bo chciałabym porobić coś
ciekawszego, jest tyle opcji, ale uczucie znużenia wygrywa ze wszystkim.
Ciągle zastanawiam się czy lek zacznie działać. Jak to
odczuję. Kiedy to odczuję. Tak chciałabym być bardziej mobilna. Mija moja
młodość. Wiem, brzmi nieco trywialnie, ale to fakt, a ja chciałabym jeszcze
tyle poczuć, zobaczyć… Staram się co prawda nie przywiązywać do liczb i tym
podobnych, bo to nie jest najważniejsze, ale takie są fakty.
Ostatnio miałam rezonans. Jestem bardzo ciekawa wyniku. To w
końcu pierwszy rezonans głowy, gdy biorę lek. Czy coś się zmieniło, jak się
zmieniło. Odpowiedź poznam zapewne niedługo i na pewno się tym z Wami podzielę
:) Pod koniec października będę miała kolejną, pełną dawkę leku. Nie wiem na
razie jaka jest dokładna data. Czekam na telefon od mojej neurolog w tej
sprawie.
Ostatnio podczas sesji terapeutycznej z moją Panią psycholog
powiedziałam, że choroba dojrzewała wraz ze mną, a ja z nią. Żyłam jak mogłam
najlepiej. Nie chciałam za dużo wiedzieć o chorobie, bo niektóre kwestie mnie
jeszcze nie dotyczyły (jak czytanie o wózku inwalidzkim czy pieluchomajtkach).
Sama się broniłam przed zbyteczną w danym momencie wiedzą. I być może to było
jednym z czynników, że nie wpadłam nigdy w depresję. Często osoby, które są
nowozdiagnozowane pytają o to, jak dalej mają żyć. Najtrudniejsze być może jest
zrozumienie, że powinny żyć tak, jak do tej pory. Owszem, nie zaszkodzi etap „żałoby”,
jeśli ktoś czuje, że musi ją przejść, aby dalej funkcjonować. Nie zaszkodzi
nieco większa aktywność fizyczna czy zwrócenie uwagi na to, co jesz albo ile
stresu jest w Twoim życiu. Ale najważniejsze jest to, by po prostu iść dalej,
by „żyć”. Choroba kiedyś się odezwie, ale teraz nie ma sensu przejmować się nią
nadmiernie. Po prostu.
Na koniec chciałam Wam serdecznie podziękować. Dostałam podsumowanie otrzymanych wpłat, które mi przekazaliście, rozliczając swój PIT. Tych wpłat było naprawdę dużo, jestem tym faktem bardzo wzruszona i oczywiście bardzo się cieszę. Jedyne co mogę powiedzieć, to: DZIĘKUJĘ, DZIĘKUJĘ, DZIĘKUJĘ!!! Jesteście po prostu wielcy! :)