sobota, 18 lutego 2023

18-02-2023

W ostatnim czasie (tydzień – półtorej tygodnia) fizycznie czuję się naprawdę nieźle. Zaczęłam regularnie po pracy chodzić na spacery – co prawda tylko naokoło bloku i zawsze w czyjejś asekuracji, ale zawsze to coś ;), wykonywać jakieś ćwiczenia na równowagę (uszkodzonego móżdżku nie naprawię, ale może będzie nieco lepiej, kto wie), ćwiczyć z hantelkami i razem z aplikacją (nie dam rady wykonać wszystkiego nawet na łatwym poziomie, ale mniejsza o to, liczy się aktywność). Mam nadzieję, że uda mi się tę tendencję utrzymać jak najdłużej, ale wiem, że kiedyś nadejdzie cięższy czas i wtedy będę mogła tylko odpoczywać. W przeszłości starałam się podejmować jakąś lekką aktywność nawet w tych gorszych momentach, ale dzisiaj już wiem, że nie ma to zbytnio sensu. Ciekawy jest fakt, że choruję już od tylu lat, a ciągle dowiaduję się o swoim organizmie czegoś nowego. Myślę, że warunkuje to fakt, że coraz to dochodzą jakieś nowe objawy, a inne się nieco zmieniają, znikają czy się  nasilają. Kiedyś, przykładowo, praktycznie nie bolała mi głowa, dzisiaj ma to miejsce o wiele częściej. Bardzo często jest to ból powiązany z moimi oczami (uszkodzeniami w nerwie wzrokowym, moje oczy są dzisiaj znacznie słabsze, dlatego zdecydowanie częściej zobaczycie mnie w okularach niż soczewkach). Od paru dni biorę także amantadynę na to, by mieć więcej energii i by zmniejszyły się te moje drżenia. Widzę pozytywne działanie i na jedno, i na drugie, choć ze skutkami ubocznymi także muszę walczyć (zawroty głowy, ból w obrębie klatki piersiowej, zbyt duże pobudzenie momentami, zwiększona potliwość, większy oczopląs czy uczucie „mętliku w głowie”). Coś za coś. Zobaczymy jak będzie później.

Tyle w kwestii mojej „fizyczności”, z której jestem obecnie naprawdę zadowolona. Gorzej ma się na pewno aspekt psychiczny. Już od pewnego czasu jestem w jakimś „dołku” i nie mogę z niego wyjść. Najzwyczajniej w świecie jestem smutna. Od lipca poprzedniego roku zaszło wiele zmian w moim życiu. Musiałam je przeorganizować i zmierzyć się z pojęciem samotności (oczywiście wiem, że mam wokół siebie wiele aniołów, wiem także, że mogę liczyć na pomoc i dobre słowo od wielu osób - nawet „moich” podatników:)), kobiecości czy atrakcyjności. Każda chorująca kobieta wie na pewno jak trudne jest dla nas zwłaszcza to ostatnie. Kiedy nasze ciało niedomaga, a w naszej głowie tworzy się obraz nas samych w chorobie, ale widziany z perspektywy innych. Zdaję sobie sprawę, że jest to najczęściej obraz wypaczony, ale w głowie po prostu „siedzi”. Mają na to wpływ i nasze wcześniejsze doświadczenia, i „zamiatanie” niektórych spraw (od dłuższego czasu) „pod dywan”. Wiem, że jest to coś nad czym muszę aktualnie popracować (tutaj ukłony w kierunku mojej Pani psycholog, która dzielnie mi towarzyszy od kilku już lat). Na wszystko potrzeba czasu, być może pewnych zdarzeń w moim życiu i… prawdziwej wiosny, gdy wszystko zacznie na nowo żyć.

Musi być dobrze. I będzie. Nie wiem skąd, ale ja to po prostu wiem!:)

P.S. Pamiętajcie o tym 1,5% podatku. Niekoniecznie w moim kontekście, bo naprawdę wiele osób potrzebuje czyjejś uwagi i pomocy. Ale bądźcie pewni, że to może odmienić czy nawet uratować czyjeś życie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz