Jeszcze 2 dni temu ledwo chodziłam, myślałam, że to trwałe
pogorszenie mojego stanu, ale cieszę się
i to bardzo, że jest lepiej. Kiedy źle mi się idzie, kiedy po prostu nie
dam rady iść, mam wrażenie, że mój świat się wali. Nic nie cieszy, a ja
zagryzam zęby i staram się iść dalej. Łzy napływają do oczu, ale nie chcę się
rozkleić. Z jednej strony płacz mi pomoże wyrzucić ten nadmiar emocji, ale z
drugiej – żadne emocje w nadmiarze przy SM nie są wskazane.
Postanowiłam więcej ćwiczyć. Co prawda i tak ćwiczę każdego
dnia, mało, ale codziennie, od razu po wstaniu, przed pójściem do pracy. Od
czasu do czasu, gdy mam po pracy więcej sił, nie zapominam o tańcu, bo to ponoć
najlepsza forma ruchu dla pacjentów neurologicznych, wg jakiejś teorii
oczywiście. Włączyłam do tych swoich ćwiczeń także jazdę na rowerku
stacjonarnym, na razie max 5 min, ale zawsze. Dodałam do tego 1-kilogramowe
hantelki do ćwiczeń rąk i nóg. I ćwiczenie równowagi, idę noga za nogą w jednej
linii, z asekuracją „ścianową” lub drugiej osoby. Hmm, ale muszę włączyć do
tego jeszcze ćwiczenia z rehabilitantem. Przynajmniej raz w tygodniu. Trzeba
działać. Chciałabym przecież mieć tyle sił, aby wejść do sklepu z ciuchami, aby
móc przechodzić z „wieszaków do wieszaków”, aby mieć tyle siły, aby nie musieć
ciągle siadać i odpoczywać. Niby pryszcz, a jednak tak wiele, bo wpływa na
jakość życia.
Powinnam myśleć także więcej o sprawności umysłowej. Czasem
czuję się taka „przytłoczona”, a głowę mam jak balon od natłoku sama nie wiem
już czego. Wiem, że myślę dobrze i moje reakcje są prawidłowe, ale mogłoby to
być zdecydowanie szybciej. Jestem wolniejsza nie tylko fizycznie. I muszę to
poprawić. Zawsze kochałam czytać, przez oczopląs bardzo to zaniedbałam. Robię
wszystko, żeby wrócić do tego czytania, ale to niełatwe, oczy już nie te… Wiem,
są audiobooki. Próbowałam, ale jestem wzrokowcem, a nie słuchowcem. Zatem
przygodę z czytaniem kontynuujemy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz