niedziela, 29 września 2019

01-07-2019



No i wróciłam… 2 tygodnie na turnusie rehabilitacyjnym w Łebie, tydzień pracy i 2 tygodnie planowanych wakacji (w tym tydzień we Władysławowie). Było rewelacyjnie!!! Pogoda dopisała jak nigdy. Nawet, ja – bledzioch, się opaliłam J Ale od początku…

Łeba. Sentyment do tego miejsca zostanie mi chyba do końca życia. Już nie wiem który raz tam się pojawiłam. Tym razem raczej przypadkiem, ale jednak. Na turnus rehabilitacyjny pojechałam z rodzicami. Tyle załatwiania przy tym turnusie… Należy znaleźć właściwy ośrodek, dostosować termin (uwzględniając własne plany, porę roku, to, z kim się jedzie i przede wszystkim pracę), poinformować MOPR w ciągu 30 dni od otrzymania decyzji o dofinansowaniu turnusu o wyborze ośrodka, poinformować (a raczej poprosić) pracodawcę o wolne od pracy na czas uczestnictwa w turnusie rehabilitacyjnym (okazało się w międzyczasie, że 2 rozporządzenia ministra są ze sobą w sprzeczności i wniosek – skierowanie lekarza na turnus rehabilitacyjny musi zostać zmieniony, bo jest niekompletny… ale to już zajmą się tym wyżej, ja ich tylko poinformowałam J), akceptacja prośby przez pracodawcę i można jechać J  Przez pierwszych kilka dni w Łebie czułam się nieswojo, ale później było coraz lepiej i te 2 tygodnie minęły tak szybko… Ośrodek zapewniał bardzo dobre warunki zakwaterowania, bardzo smaczne wyżywienie (posiłki serwowane 3 razy dziennie, w tym śniadanie i kolacja w formie szwedzkiego bufetu), 2 zabiegi dziennie (niby niedużo, ale gdy dokupiłam sobie jeszcze dwa, to we czwartek i piątek odczuwałam zmęczenie). Już po pierwszym dniu zabiegów poczułam różnicę (na plus! rzecz jasna). Wydaje się, że co 2 zabiegi mogą dać, ale, gdy chorujesz poważniej, jak widać, różnicę czuć od razu. Dwa dokupione zabiegi to bieżnia i rowerek stacjonarny. I po raz kolejny muszę stwierdzić, że są one zbawienne dla mnie. Przede wszystkim bieżnia działa jak turbodoładowanie dla nóg. W Łebie, mimo 30-stopniowych upałów, robiłam 4500-6500 kroków każdego dnia, czyli byłam jak, prawie, zdrowy człowiek. Oczywiście, gdy był upał szukałam chłodniejszego schronienia gdziekolwiek, a owe kroki robiłam z rana (zabiegi miałam przed południem, a wrócić z zabiegów pomagał mi tata) lub wieczorem (zawsze szłam pod rękę z mamą – mniejsze zmęczenie przy chodzeniu). Wieczorami chodziliśmy nad morze – było przepięknie: ciepło, a morze było niezwykle spokojne. W efekcie odpoczęłam i fizycznie, i psychicznie, nabrałam trochę więcej sił, zmniejszyło się uczucie sztywności mięśni. Jednym słowem: nic lepszego dla SM-owca niż turnus rehabilitacyjny, nie wymyślili, więc korzystajcie! Ja zawsze zabieram ze sobą opiekuna – mamę i uwierzcie, że jest o niebo łatwiej. Zastanawiam się jak radzą sobie sami chorzy na takich turnusach. W życiu sama bym nie pojechała, bo nie poradziłabym sobie i tyle.

P.S. Wystarczy na dzisiaj. Tak już bolą mi ręce. Jakieś gorsze dni mam ostatnio. Nie wychodzę z domu – jest za ciepło. Ale napisane, o! J

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz