czwartek, 24 października 2019

24-10-2019

Wczoraj przegięłam. Wróciłam jak co środa mocniej zmęczona z pracy (bo to już więcej niż połowa tygodnia pracy). Wieczorem czekały mnie ćwiczenia z fizjoterapeutą (w końcu znalazłam tego fizjoterapeutę i ćwiczymy raz w tygodniu <jupi>). Było ciężej niż zwykle, ale starałam się sumiennie ćwiczyć, bo śnieg za pasem. Ale przegięłam. Nie czułam tego zmęczenia aż tak podczas ćwiczeń, było ciężej, ale myślałam, że po prostu poleżę później, potem umyję się, pójdę spać i wstanę na tyle sprawna, by pójść do pracy.  Ukojenia nie dała mi ani drzemka (budzik nastawiałam i przesuwałam tyle razy, że w końcu nie miałam już sił, by go przesuwać na inną godzinę i w efekcie wstałam po północy, by w końcu zmyć makijaż i pójść się myć), ani sen. Zadzwoniłam i poinformowałam, że nie będzie mnie w pracy. Nie dałabym rady…

Ale mam nareszcie odpowiedź i jest ona trochę przerażająca. Jest to odpowiedź na pytanie: czy Ty (znaczy się ja), aby nie przesadzasz z tym odpoczywaniem, niesprzątaniem, niegotowaniem (na co dzień rzecz jasna, bo mimo że robię bardzo mało, to jednak coś robię), bo czujesz się ogólnie w miarę ok w końcu? Nie. Nie przesadzam. Jest ze mną gorzej niż mi się wydawało. I nie jest to wcale przesadą. Przecież ja tylko mocniej ćwiczyłam! Nie jestem typem hipochondryczki i na co dzień daleka jestem od przesady. Mam swoje problemy jak inni, więc nie jestem kimś szczególnym, jakimś wyjątkiem. Ale ten mój problem jest rzeczywisty, on jest namacalny. Ja nawet nie dam rady stać dzisiaj bez jakiejkolwiek asekuracji. Wiem, że na pewno będzie lepiej z każdą godziną, bo odpoczynek to w końcu odpoczynek. Ale problem jest i muszę stawić temu czoła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz