sobota, 24 września 2022

24-09-2022

No i stało się. Trafiłam do szpitala, ale było mi już tak ciężko, że musiałam „wszystko rzucić” i dać sobie pomóc. Objawy mi się nasilały, a ja czułam się po prostu bezradna… I wiecie co? To chyba była najlepsza decyzja jaką mogłam podjąć.

Chciałabym w tym miejscu bardzo podziękować wszystkim tym, którzy trzymali (nadal trzymają na pewno) za mnie kciuki i za wszelkie życzenia zdrowia i powrotu do sił. Jest to taki „dowewnętrzny” zastrzyk, dzięki któremu mam wrażenie, że każdy mój krok wspiera tak wiele osób, że nawet, gdy upadnę, to zawsze się podniosę:) Jest to bezcenne. Tym bardziej, że ostatnie miesiące nie były dla mnie łatwym czasem.

Spędziłam, bagatela, 4 dni w szpitalu. Przez 3 dni podawano mi sterydy. Standardowa procedura, ale zadziało się tym razem także coś więcej – poruszono kwestię nieskuteczności obecnego leczenia, które stosuję na co dzień - fumaranem dimetylu. Moje trzyletnie zabiegania o to, bym mogła zacząć „brać” lepszy lek chyba się powiodą. „Chyba”, bo, jak zwykle, czas pokaże. Na razie nie chcę się jeszcze na to stuprocentowo nastawiać, bo wiem z doświadczenia, że w życiu bywa różnie. Ale wygląda na to, że ktoś w końcu usłyszał mój głos.

Chciałabym pochwalić i bardzo sprawne przyjęcie do szpitala, i opiekę lekarską, pielęgniarską, pracę pań salowych  i sanitariuszy (leżałam w Klinice Neurologii i Oddziale Udarowym Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Białymstoku). Tutaj wszystko działało na wysokich i szybkich obrotach. Miałam naprawdę dużo badań, ale nie tylko ja, pozostałe panie z „mojej” sali również. Widać było i chęć, i prawdziwą determinację w tym, aby pomóc chorym. Tak właśnie wyobrażam sobie działanie publicznej służby zdrowia.

Towarzystwo innych pań w pokoju było na tyle miłe i ujmujące, że gdy wróciłam już do domu, to odczuwałam sporą „pustkę”, że już ze sobą nie porozmawiamy czy wspólnie nie poćwiczymy. Do niezbyt przyjemnych podczas pobytu w szpitalu należały problemy ze snem (to normalne przy sterydoterapii) i nie najlepsze (choć zgodne i z moimi, i lekarzy, przypuszczeniami) wyniki rezonansów.

Przez pierwszych kilka dni po powrocie do domu czułam się jak bym była „na haju”. Nie czułam bólu, mogłam spać dużo, ale też nie musiałam wcale. Stąd przez kilka dni zasypiałam o drugiej czy trzeciej w nocy. Duża część objawów zniknęła w ogóle. Wyjątkiem były mięśnie, które jakby nie mogły się zdecydować czy powinny być spięte czy raczej nie. W związku z tym, do tej pory mam trochę problem z tym, aby się podnieść. W trakcie i po sterydoterapii dokuczliwe bywają bóle żołądka. Obecnie jeszcze pobolewa mi kręgosłup w części lędźwiowej (domyślam się, że chodzi o intensywną pracę nerek, które chcą nadmiarową ilość sterydu usunąć z organizmu).

A jak się czuję teraz? Na pewno lepiej, choć część objawów związanych z chorobą już powróciła, ale na szczęście są mniej nasilone niż były przed szpitalem. Chodzi mi się nawet przyzwoicie, ale bolączką jest brak wytrzymałości. Ale tutaj potrzeba czasu. Myślę, że za 3-5 tygodni od teraz powinno być już naprawdę dobrze w tym względzie :) Ostatnio zakupiłam materac nawierzchniowy na łóżko, aby móc trochę zniwelować towarzyszące mi wzmożone napięcie mięśniowe. Planuję także wrócić do regularnej rehabilitacji.

To chyba tyle:)

Na koniec podam jeszcze link do informacji o mnie na stronie Fundacji Dobro Powraca: https://dobropowraca.pl/podopieczny/katarzyna-nikiciuk/ (ostatnio było trochę zmian i odnowili nieco swoją stronę). Zachęcam także do poczytanie o innych podopiecznych Fundacji: https://dobropowraca.pl/podopieczni/

Dzielmy się pozytywną energią:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz