Chciałam
bardzo serdecznie podziękować wszystkim tym, którzy przekazali mi swój 1,5 % podatku.
Byłam bardzo zaskoczona dużą ilością wpłat i tym, jak wiele osób chce mi
pomagać. I mówię tutaj nie tylko o tych, którzy przekazali swój % podatku na
moją rzecz. W ostatnim czasie pojawia się w mojej przestrzeni tak dużo dobrych
osób, które chcą mi pomóc, że jestem tym bardzo pozytywnie zszokowana. Czy to w
pracy, czy poza nią. Nawet chwilami zastanawiam się, czy ja zasługuję na aż tak
wiele. Ale myślę, że zamiast zastanawiać się nad tym i ważyć pewne kwestie będę
po prostu dziękować za wszystko z uśmiechem i życzyć w duchu, aby tyle samo
dobra wydarzało się w życiu tych osób :) DZIĘKUJĘ za to, że jesteście!
Miałam niemoc pisania. Było kilka podejść, aby coś napisać, ale chyba ten czas od czerwca cechuje bardzo duża zmienność. I, wiem, że nie powinno się tak robić, ale czekałam na ten nieco „idealny czas”, gdy będzie względnie stabilnie. Ale tak chyba nie ma przy żadnej chorobie. Zawsze to myślenie jest nieco „życzeniowe”. Dzisiaj zdecydowałam się napisać, a tak na dobrą sprawę chodzi mi się nieco gorzej, sztywniej (lekkie ćwiczenia rozciągające nie dają tutaj rady), więc pozostaje tylko czekanie aż zrobi się lepiej. Zatem chyba z tym pisaniem nie chodzi tylko o sprawność fizyczną, ale też o nastawienie, brak poczucia niepewności co do jutra czy nieraz bezsilności wobec choroby. Częściej niż dawniej myślałam o tym, w którym momencie swojego życia „powinnam być” – zgodnie z nastoletnimi planami, moją wizją jutra, a gdzie jestem teraz. Przykre jest to, że tak mało osiągnęłam w życiu zawodowym. Przez długi czas starałam się (głównie sobie) udowodnić, że dam radę pogodzić swoje ambicje ze stanem zdrowia, ale to się nie udało i musiałam dojść tutaj do pewnego porozumienia z samą sobą i chyba po części mi się to udało. Wiem, że jestem dużo wolniejsza, mam problemy z pisaniem ręcznym, mam oczopląs, który nie pomaga mi w szybszym dostrzeganiu pewnych rzeczy czy czytaniu z ekranu komputera, mam niższą odporność na stres. To fakty, a z nimi się nie dyskutuje. Dla mnie najważniejszą rzeczą jest sama praca i cieszę się, że chce mi się do niej chodzić i, mimo wszystko, odczuwam z niej satysfakcję. Jestem dumna z siebie, że tak to czuję na dzień dzisiejszy. Życie osobiste? Tutaj jest dobrze. Nie doświadczyłam zbyt wielu aspektów życia rodzinnego do tej pory, ale wiem, że i zdrowym osobom nie jest z tym łatwo. Natomiast pracuję nadal nad sobą, nad tym, by moje życie było „pełne” mimo wszystkich przeciwności. Nawet nie mamy pojęcia jak wiele osób, rzeczy, spotkań czy wydarzeń nas ubogaca.
No i się rozpisałam :) Ale na pewno jesteście ciekawi jak mi minęły wakacje. Zacznę od turnusu. Ciechocinek po raz czwarty chyba. Miejsce, które bardzo mi służy. Nawet, gdy mówimy o jakości powietrza. Zabiegi ekstra, lekarze i cały personel medyczny (w tym fizjoterapeuci) znający się na swoim fachu i pełni życzliwości. Jedzenie dobre, pokoje super, a inni kuracjusze bardzo mili i pełni ciepła. Jednym słowem byłam bardzo zadowolona :) Oczywiście, jak to często bywa, i tym razem na koniec turnusu byłam trochę przeziębiona. Lipiec i sierpień były wymagające. Upał w niczym nie pomaga, ale były i dobre dni, gdy czułam się naprawdę nieźle. W sierpniu wybrałam się do rodziny we Wrocławiu. Zawsze te pobyty są dla mnie nie lada wyzwaniem, bardzo i fizycznie, i emocjonalnie się w nie angażuję, ale jest to czas wyłącznie dla tych, którzy są najważniejsi, więc zawsze warto ;) Wrzesień i październik na pewno lżejsze pod względem pogody, więc chwilami czułam się bardzo dobrze, ale i zdarzały się gorsze epizody… Nie mogę zapominać, że doświadczam ‘crap gap’ (takie obniżenie formy między poprzednim podaniem leku a kolejnym, na miesiąc – półtorej przed kolejną dawką) i to raczej normalne, że nasilają się moje objawy. A, kolejna dawka leku już niebawem, bo 12. listopada :)
I, jak to ja, pełna nadziei czekam na to, co będzie dalej :)